rozległa komnata przepełniona
bezcennymi materiałami. Stały w niej gliniane beczki pełne złotego piasku,
bryły złota ułożone jak cegły i złote sztaby w wiązkach. Srebrne bryły
ustawione pod jedną ścianą tworzyły niby mur szeroki na parę łokci, wysoki do
sufitu.
We framugach i na kamiennych
stołach leżały drogie kamienie wszystkich barw: rubiny, topazy, szmaragdy,
szafiry, diamenty, wreszcie perły wielkości orzechów, a nawet ptasich jaj. Za
niejeden z tych klejnotów można było kupić miasto.
- Oto jest nasz majątek na
wypadek nieszczęścia - rzekł kapłan-dozorca.
- Na jakie wy nieszczęścia
czekacie? - zapytał faraon. - Lud biedny, szlachta i dwór zadłu- żeni, armia do
połowy zmniejszona, faraon nie ma pieniędzy... Czy kiedykolwiek Egipt znaj- dował się w gorszym położeniu?...
-
Był w gorszym, kiedy go podbili Hyksosi.
-
Za kilkanaście lat - odparł Ramzes - podbiją nas nawet Izraelici,
jeżeli nie uprzedzą ich Libijczycy i Etiopowie. A wówczas te piękne kamienie,
rozbite na okruchy, pójdą na przy-
ozdobienie żydowskich i murzyńskich sandałów...
-
Bądź spokojnym, wasza świątobliwość. W razie potrzeby nie tylko
skarbiec, ale nawet Labirynt zniknie bez śladu, razem ze swymi dozorcami.
Ramzes ostatecznie zrozumiał, że
ma przed sobą fanatyków, którzy myślą tylko o jednym: ażeby nikogo nie dopuścić
do owładnięcia skarbem.
Faraon usiadł
na stosie złotych cegieł i rzekł:
- Więc majątek ten
zachowujecie na złe czasy Egiptu?
- Prawdę mówisz, świątobliwy panie.
- Dobrze. A kto was, dozorców,
przekona, że takie czasy nadeszły, gdyby nadeszły?
-
Do tego musi być zwołane nadzwyczajne zgromadzenie rodowitych Egipcjan,
w którym zasiądzie: faraon, trzynastu kapłanów wyższego stopnia, trzynastu
nomarchów, trzynastu szlachty, trzynastu oficerów i po trzynastu kupców,
rzemieślników i chłopów.
- Więc takiemu zgromadzeniu
oddalibyście skarby? - spytał faraon.
-
Dalibyśmy sumę potrzebną, gdyby całe zgromadzenie jak jeden mąż
uchwaliło, że - Egipt jest w niebezpieczeństwie i...
- I co?...
-
I gdyby posąg Amona w Tebach potwierdził tę uchwałę.
Ramzes spuścił
głowę, ażeby ukryć wyraz wielkiego zadowolenia. Już miał plan.
„Zgromadzenie takie potrafię
zebrać i skłonić go do jednomyślności... - mówił w sobie. - Również zdaje mi
się, że boski posąg Amona potwierdzi uchwałę, gdy jego kapłanów otoczę moimi
Azjatami...”
-
Dziękuję wam, pobożni mężowie - rzekł głośno - za pokazanie cennych
rzeczy, których jednak wielka wartość nie przeszkadza mi być najuboższym z
królów świata. A teraz proszę, ażebyście mnie wyprowadzili stąd krótszą i
wygodniejszą drogą.
- Życzymy waszej
świątobliwości - odparł dozorca - abyś drugie tyle bogactw dołożył La-
biryntowi... Co się zaś tyczy drogi do wyjścia stąd, jest tylko jedna i tą samą
musimy wracać.
Jeden z kapłanów podał Ramzesowi
trochę daktyli, drugi flaszę wina zaprawionego wzmacniającą substancją. Po czym
faraon odzyskał siły i szedł wesoło.
-
Dużo bym dał - mówił śmiejąc się - ażeby zrozumieć wszystkie zakręty
tej dziwacznej drogi!...
Kapłan
przewodniczący zatrzymał się.
-
Zapewniam waszą świątobliwość - rzekł - że my sami nie rozumiemy ani pamiętamy tej drogi, choć każdy z nas
odbywał ją po kilkanaście razy...
- Więc jakim sposobem
trafiacie tu?
-
Korzystamy z pewnych wskazówek. Lecz gdyby nam bodaj w tej chwili
zginęła która, pomarlibyśmy tu z głodu...
Nareszcie
wyszli do przysionka, a z niego na dziedziniec. Faraon zaczął oglądać się
dokoła i kilka razy odetchnął.
-
Za wszystkie skarby Labiryntu nie chciałbym ich pilnować! - zawołał. -
Strach pada mi na piersi, gdy pomyślę, że można umrzeć w tych kamiennych ciemnicach...
-
Ale można się i przywiązać do nich - odparł z uśmiechem arcykapłan. Faraon podziękował każdemu
ze swych przewodników i zakończył:
-
Rad bym udzielić wam jakiejś łaski, żądajcie więc... Ale kapłani słuchali obojętnie, a ich naczelnik rzekł:
-
Wybacz mi, panie, zuchwalstwo, ale... czegóż moglibyśmy pragnąć?...
Nasze figi i dak- tyle są tak słodkie jak z twego ogrodu; woda tak dobra jak z
twojej studni. Gdyby zaś cią- gnęły nas bogactwa, czyliż nie mamy ich więcej
aniżeli wszyscy królowie?...
„Tych niczym nie przejednam -
pomyślał faraon - ale... dam im uchwałę zgromadzenia i wyrok Amona.”
* Księga Zmarłych.
**
Autentyczne wyrażenia.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Opuściwszy Piom faraon i jego
orszak kilkanaście dni posuwali się na południe, w górę Nilu, otoczeni chmurą
łódek, pozdrawiani okrzykami, zasypywani kwiatami.
Po obu brzegach rzeki, na tle
zielonych pól, ciągnęły się nieprzerwanym szeregiem glinia- ne chłopskie chaty,
figowe gaje, bukiety palm. Co godzinę ukazywała się grupa białych do- mów
jakiegoś miasteczka albo większe miasto z kolorowymi budowlami, z ogromnymi
pylo- nami świątyń.
Od zachodu ściana gór libijskich
rysowała się niezbyt wyraźnie; za to od wschodu pasmo arabskie coraz bardziej
zbliżało się do rzeki. I można było widzieć strome, poszarpane skały barwy
ciemnej, żółtej lub różowej przypominające kształtami zwaliska fortec czy
świątyń zbudowanych przez olbrzymów.
Na środku Nilu spotykano wysepki,
które jakby wczoraj wynurzyły się spod wody, a już dziś zostały pokryte bujną
roślinnością i zamieszkałe przez niezliczone stada ptaków. Kiedy nadpływał
burzliwy orszak faraona, wystraszone ptaki zrywały się i krążąc nad statkami
łą- czyły swoje krzyki z potężnym głosem ludu. Nad tym wszystkim unosiło się
przeczyste niebo i światło tak pełne życia, że w jego powodzi czarna ziemia
nabierała blasku, a kamienie barw tęczowych.
Schodził więc faraonowi czas
wesoło. Z początku trochę drażniły go nieustanne krzyki, lecz później tak
przywykł do nich, że już nie zwracał uwagi. Mógł odczytywać dokumenta, naradzać
się, nawet spać.
O trzydzieści do czterdziestu mil
od Piom, na lewym brzegu Nilu leżało duże miasto Siut, w którym Ramzes XIII
parę dni odpoczął. Wypadało nawet zatrzymać się, gdyż mumia zmarłego króla
jeszcze przebywała w Abydos, gdzie przy grobie Ozirisa odprawiano uroczy- ste
modły.
Siut było jednym z bogatszych
miast Górnego Egiptu. Tu wyrabiano słynne naczynia z białej i czarnej gliny i
tkano płótna; tu było główne targowisko, na które przywożono towary z oaz
rozrzuconych w pustyni. Tu wreszcie była sławna świątynia Anubisa, bożka z
wilczą głową.
Drugiego dnia pobytu w tym miejscu
zgłosił się do jego świątobliwości kapłan Pentuer, naczelnik komisji badającej
położenie ludu.
- Masz jakie nowiny? - zapytał pan.
-
Mam te, że cały Egipt błogosławi waszą świątobliwość. Wszyscy, z
kimkolwiek rozma- wiałem, są pełni otuchy i mówią, że wasze panowanie odrodzi państwo...
-
Chcę - odparł faraon - ażeby moi poddani byli szczęśliwi, a lud odetchnął. Chcę, ażeby Egipt miał, jak
niegdyś, ośm milionów ludności i odzyskał grunta, które wydarła mu pustynia.
Chcę, ażeby człowiek pracowity odpoczywał co siódmy dzień i ażeby każdy rolnik
posiadał kawałek ziemi na własność...
-
Pentuer upadł na twarz przed dobrotliwym panem.
-
Podnieś się - mówił Ramzes. - Powiem ci jednak, że miałem godziny
ciężkiego smutku. Widzę bowiem niedolę mego ludu, pragnę go podźwignąć, a
jednocześnie donoszą mi, że skarb jest pusty. Sam zaś wiesz najlepiej, że nie
posiadając kilkudziesięciu tysięcy talentów gotowizną, nie mógłbym ważyć się na
podobne ulepszenia.
Ale dziś jestem spokojny: mam
środek na wydobycie potrzebnych funduszów z Labiryn- tu...
Pentuer
spojrzał na władcę zdziwiony.
-
Dozorca skarbu objaśnił mnie: co mam robić - ciągnął faraon. - Muszę
zwołać zgroma- dzenie wszystkich stanów, po trzynastu ludzi z każdego stanu. A
gdy oni oświadczą, że Egipt jest w potrzebie, Labirynt dostarczy mi skarbów...
Bogowie! - dodał - za parę... za
jeden z tych klejnotów, jakie tam leżą, można dać ludowi pięćdziesiąt
odpoczynków na rok... Nigdy chyba nie zostaną one lepiej użytymi...
Pentuer
potrząsnął głową.
-
Panie - rzekł - sześć milionów Egipcjan, a ja i moi przyjaciele przed
innymi zgodzimy się, ażebyś czerpał z tamtego skarbca... Ale... nie łudź się,
wasza świątobliwość!... Bo stu najwyższych dostojników państwa oprą się temu, a
wówczas Labirynt nic nie wyda...
- Więc oni chcą, ażebym chyba
został żebrakiem przy której ze świątyń?... - wybuchnął fa- raon.
-
Nie - odparł kapłan. - Oni lękać się będą, ażeby nie opróżnił się
skarbiec raz napoczęty. Oni będą posądzali najwierniejsze sługi waszej
świątobliwości o udział w zyskach płynących z tego źródła... A wówczas zazdrość
podszepnie im : dlaczego i wy nie mielibyście coś zy- skać?... Nie niechęć do ciebie, panie, ale wzajemna
nieufność, ale chciwość popchną ich do oporu...
Pan
wysłuchawszy tego uspokoił się, a nawet uśmiechnął.
- Jeżeli tak jest, kochany
Pentuerze, jak mówisz, więc bądź spokojny - rzekł. - W tej chwili dokładnie
zrozumiałem: w jakim celu Amon ustanowił władzę faraona i dał mu nadludzką
potęgę... Dlatego, widzisz, ażeby stu choćby najdostojniejszych łotrów nie
mogli zgubić pań- stwa.
Ramzes
podniósł się z krzesła i dodał:
- Powiedz memu ludowi, niech
pracuje i będzie cierpliwy... Powiedz wiernym i kapłanom, ażeby służyli bogom i
uprawiali mądrość, która jest słońcem świata. A owych opornych i po-
dejrzliwych dostojników mnie zostaw... Biada im, jeżeli rozgniewają moje serce.
- Panie - rzekł kapłan -
jestem twoim wiernym sługą...
Ale gdy
pożegnawszy się wychodził, na jego obliczu widać było troskę.
O piętnaście mil od Siutu, w górę
rzeki, dzikie skały arabskie prawie dotykają Nilu; nato- miast góry libijskie
odsunęły się od niego tak daleko, że tamtejsza dolina jest bodaj najszerszą w
Egipcie.
W tym właśnie miejscu, tuż obok
siebie, stały dwa czcigodne miasta: Tinis i Abydos. Tam urodził się Menes,
pierwszy faraon Egiptu; tam przed stoma tysiącami lat złożono do grobu święte
zwłoki bożka Ozirisa, którego w zdradziecki sposób zamordował brat Tyfon.
Tam wreszcie na pamiątkę owych
wielkich wydarzeń wiekopomny faraon Seti wybudował świątynię, do której
zbiegali się pielgrzymi z całego Egiptu. Każdy prawowierny musiał choć raz w
życiu dotknąć czołem tej błogosławionej ziemi. Prawdziwie zaś szczęśliwym był
ten, czyja mumia mogła odbyć podróż do Abydos i choć z daleka zatrzymać się pod
murami świątyni.
Mumia Ramzesa XII przemieszkała
tam parę dni; był to bowiem władca odznaczający się pobożnością. Nic też
dziwnego, że i Ramzes XIII rozpoczynał rządy od złożenia hołdu gro- bowi
Ozirisa.
Świątynia Setiego nie należała do
najstarszych ani najwspanialszych w Egipcie, lecz od- znaczała się czystością
egipskiego stylu. Jego świątobliwość Ramzes XIII zwiedzał ją i złożył w niej
ofiary w towarzystwie arcykapłana Sema.
Grunta należące do świątyni
zajmowały przestrzeń stu pięćdziesięciu morgów, na których były rybne sadzawki,
ogrody kwiatowe, owocowe i warzywne, wreszcie domy, a raczej pała- cyki kapłanów.
Wszędzie rosły: palmy, figi, pomarańcze, topole, akacje, które tworzyły albo
aleje idące w kierunku głównych okolic świata, albo łany drzew sadzonych
regularnie i mają- cych prawie jednakową wysokość.
Nawet świat roślinny, pod bacznym
okiem kapłanów, nie rozwijał się według własnego popędu tworząc nieprawidłowe,
ale malownicze skupienia; nawet on szykował
się według linii prostych, linii równoległych albo skupiał się w geometryczne figury.
Palmy, tamaryndusy, cyprysy i
mirty byli to żołnierze uszykowani szeregami lub kolum- nami. Trawa był to
dywan strzyżony i ozdobiony malowidłami z kwiatów, nie byle jakiej barwy, ale
tej, która była potrzebna. Lud z góry przypatrując się gazonom świątyń widział
na nich kwitnące obrazy bogów lub świętych zwierząt; mędrzec znajdował aforyzmy
wypisane hieroglifami.
Środkową część ogrodów
zajmował prostokąt na dziewięćset kroków długi, a trzysta sze- roki. Prostokąt
ten był zamknięty niezbyt wysokim murem, który posiadał jedną bramę wi- doczną
i kilkanaście ukrytych furtek. Przez tę bramę lud pobożny wchodził na
dziedziniec otaczający przybytek Ozirisa.
Dopiero na środku dziedzińca,
który był wyłożony kamienną posadzką, stała świątynia: gmach prostokątny o
czterystu pięćdziesięciu krokach długości i stu pięćdziesięciu szeroko- ści.
Od bramy ludowej do świątyni
prowadziła aleja sfinksów ze lwimi ciałami i ludzkimi gło- wami. Stały one w
dwu szeregach, po dziesięciu w każdym, i patrzyły sobie w oczy. Między nimi
przechodzić mogli tylko najwyżsi dostojnicy.
W końcu alei sfinksów, ciągle
naprzeciw bramy ludowej, wznosiły się dwa obeliski, czyli cienkie a wysokie
kolumny czworoboczne z granitu, na których wypisano historią faraona Seti.
Dopiero za obeliskami wznosiła
się potężna brama świątyni mająca z obu boków olbrzy- mie gmachy w kształcie
piramid ściętych, zwanych pylonami.
Były to jakby dwie wieże bar- czyste, na których ścianach znajdowały się
malowidła przedstawiające zwycięstwa Setiego albo ofiary, jakie składał bogom.
Tej bramy już nie wolno było
przekraczać chłopom, tylko bogatemu mieszczaństwu i kla- som uprzywilejowanym.
Przez nią wchodziło się do perystylu,
czyli dziedzińca otoczonego korytarzem wspartym na mnóstwie kolumn. Perystyl
mógł pomieścić z dziesięć tysięcy po- bożnych.
Z dziedzińca osoby stanu
szlacheckiego mogły jeszcze wchodzić do pierwszej sali, hipo- stylu; miała ona sufit oparty na dwu szeregach wysokich
kolumn i mogła pomieścić ze dwa tysiące uczestników nabożeństwa. Sala ta była
ostatnim kresem dla ludzi świeckich. Najwięk- si dostojnicy, lecz którzy nie
otrzymali święceń, mieli prawo modlić się tylko tutaj i z tego miejsca patrzeć
na zasłonięty posąg boga, który wznosił się w sali „boskiego objawienia”.
Za salą „objawienia” leżała
komnata „stołów ofiarnych”, gdzie kapłani składali bogom da- ry przyniesione
przez wiernych. Następną była komnata „odpoczynku”, gdzie wypoczywał bożek
wracający lub idący na procesją, ostatnią - kaplica, czyli sanktuarium, gdzie
bożek mieszkał.
Kaplica była zwykle bardzo
małą i ciemną, niekiedy wyciosaną z jednej sztuki kamienia. Ze wszystkich stron
otaczały ją kapliczki równie małe, zapełnione szatami, sprzętami, naczy- niami
i klejnotami bożka, który w swym niedostępnym ukryciu spał, kąpał się,
namaszczał perfumami, jadał i pijał, a zdaje się, że nawet przyjmował
odwiedziny młodych i ładnych ko- biet.
Do sanktuarium
wchodził tylko arcykapłan i panujący faraon, o ile otrzymał święcenia.
Zwykły śmiertelnik
dostawszy się
tam mógł stracić życie.
Ściany i kolumny każdej sali
były pokryte napisami i malowidłami objaśniającymi. W ko- rytarzu otaczającym
dziedziniec (perystyl) były nazwiska i portrety wszystkich faraonów od Menesa,
pierwszego władcy Egiptu, do Ramzesa XII. W hipostyfu, czyli sali szlacheckiej,
przedstawiono w sposób poglądowy jeografię i statystykę Egiptu tudzież
podbitych ludów. W sali „objawienia” znajdował się kalendarz i rezultaty
obserwacji astronomicznych; w komna- cie „stołów ofiarnych” i „odpoczynku”
figurowały obrazy dotyczące religijnych obrządków, a w sanktuarium - przepisy
wywoływania istot zaziemskich i opanowania zjawisk natury.
Ten ostatni rodzaj wiedzy
nadludzkiej zawierał się w tak powikłanych zdaniach, że nawet kapłani z czasów
Ramzesa XII nie rozumieli ich. Dopiero Chaldejczyk Beroes miał wskrzesić
obumierającą mądrość.
Odpocząwszy dwa dni w rządowym
pałacu w Abydos Ramzes XIII wybrał się do świątyni. Miał na sobie białą
koszulę, złoty pancerz, fartuszek w pomarańczowe i niebieskie pasy, sta- lowy
miecz przy boku i złoty hełm na głowie. Wsiadł na wóz, którego konie, przybrane
w pióra strusie, prowadzili nomarchowie, i z wolna pojechał do domu Ozirisa
otoczony świtą.
Gdziekolwiek spojrzał: na pola, na
rzekę, na dachy domów, nawet na konary fig i tama- ryndusów, wszędzie tłoczyła
się ciżba ludu i rozlegał się nie milknący okrzyk podobny do ryku burzy.
Dojechawszy do świątyni faraon
zatrzymał konie i wysiadł przed bramą ludową, co bardzo podobało się
pospólstwu, a ucieszyło kapłanów. Piechotą przeszedł aleje sfinksów i powitany
przez świętych mężów spalił kadzidło przed posągami Seti siedzącymi z obu stron
bramy wielkiej.
W perystylu arcykapłan zwrócił
uwagę jego świątobliwości na misterne portrety faraonów i wskazał miejsce
przeznaczone na jego wizerunek. W hipostylu objaśnił mu znaczenie map
jeograficznych i statystycznych tablic. W komnacie „boskiego objawienia” Ramzes
ofiarował kadzidło olbrzymiemu posągowi Ozirisa, a arcykapłan wskazał mu słupy
poświęcone od- dzielnym planetom: Merkuremu, Wenerze, Księżycowi, Marsowi,
Jowiszowi i Saturnowi. Stały one dokoła posągu słonecznego bóstwa w liczbie siedmiu.
- Mówisz mi - spytał Ramzes -
że jest sześć planet, a tymczasem widzę siedm
słupów...
- Ten siódmy przedstawia
Ziemię, która także jest planetą - szepnął
arcykapłan.
Ździwiony faraon zażądał
objaśnień; ale mędrzec milczał wskazując na migi, że dla dal- szych objaśnień
ma zapieczętowane usta.
W komnacie „stołów ofiarnych”
odezwała się cicha, lecz piękna muzyka, podczas której chór kapłanek wykonał
uroczysty taniec. Faraon zdjął swój złoty hełm i pancerz wielkiej wartości i
oboje oddał Ozirisowi żądając, aby dary te zostały w boskim skarbcu i nie były
odnoszone do Labiryntu.
W zamian za hojność arcykapłan
ofiarował władcy najpiękniejszą piętnastoletnią tancerkę, która wydawała się
bardzo zadowoloną ze swego losu.
I think this is an informative post and it is very beneficial and knowledgeable. Therefore, I would like to thank you for the endeavors that you have made in writing this article. Also check how to cash a check online
OdpowiedzUsuń